Wyjazd do Londynu pozwolił mi na kilka dni zapomnieć gdzie
żyję. Drogie miasto służy klientom. Pogoda bez deszczu z przesiąkającym przez
chmury słońcem. Wiatr i tłumy ludzi. Guinnesy na szocie whisky i hummus zagryzany oliwkami.
W Polsce znów widzę połamane nawałnicą gałęzie. Siąpi deszcz, a Miasto Ogrodów tonie na dnie transformacyjnych dziur.
W Żorach wszystko potargane wiatrem, poobijane gradem... Idę powoli.
Nieprzespane noce napędzane indyjską czekoladą, energią dziewczęcej młodości pośród dudnienia nocnego powietrza wkradającego się wraz z chłodem przez taras
mieszkania przy rozhulanym Leicester Square, odbierają tupet moim krokom. Nadają im anemicznego wyrazu. W plastikowej torbie niosę chleb z ziarnami. Coś
furczy mi nad głową nadciągając z dużą prędkością. Reklamówka pełna rzodkiewek
ląduje z hukiem pod moimi nogami. Ktoś z wysokiego piętra znów urządza sobie
polowanie na przechodniów. Z balkonu... Przyglądam się zawartości
rozpryśniętego worka. Rzodkiewki wyglądają na świeże. Pewnie gorzkie… Jakiś
przypadkowy świadek po sześćdziesiątce widzi całe zajście. Rozglądając się
po balkonach analizujemy trajektorię lotu spoczywającej na chodniku miazgi w
kolorach bułgarskiej flagi. Jego obietnica wszczęcia śledztwa pieczętuje nasze
pożegnanie. Myśląc o rzodkiewkach wchodzę do klatki, wychodzę z windy, zamykam
za sobą drzwi, ale telefon już swoją melodię kręci. Pretensje prosto w pysk i
ten zaśpiew w górze…
Cioci z
góry nie widuję już od ponad
pół roku. Domaga się jakiejś faktury za suszenie zalanego w zimie, przez jej
kaloryfery, pod jej nieobecność, mojego pokoju. W końcu dwa tygodnie
temu dostałem sto pięćdziesiąt złotych!
- Może by
tak chociaż jakieś dzień dobry?!
- tamuję ulew jej zgorzkniałych wywodów na temat tego, co muszę. W sumie
nawet się za nią stęskniłem od czasu, jak wyjechała do tej całej Ameryki.
Próbuję oszacować swoją winę. Na próżno. Coś tam usiłuję wyjaśnić. W imię
pokoju proponuję nawet zwrot gotówki. Wszystko na próżno! Niepohamowanie jak
grad, bezpardonowo jak rzodkiewki, odtrącam jej ton kurwami i słyszę, że nie tym tonem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz