Kino to ucieczka z własnej rzeczywistości w cudze marzenia. Źródło tymczasowych zmian w lepszego człowieka. Wypełniacz okresów bezczynności. Gdy te nastają, do oglądania podchodzę przekrojowo. Przeczesuję filmografie aktorów, reżyserów, scenarzystów-tych od kina poważnego i tych od rozrywki. Rzucam się na historie oparte na faktach lub na czyściutkie biografie. W okresach bierności, wręcz wyręczam się kinem. Faktualizowane fabuły wypełniają plamy na mapach mojej niewiedzy. Coco Chanel, Gandhi, Ostatni Król Szkocji, Lista Schindlera, Aviator, Skandalista Larry Flint, Upadek, Tudorowie... Pośród filmów o losach muzyków (Niczego nie żałuję, Cadillac Records, Ray, Control, The Doors) specjalną kategorię tworzą już filmy o wirtuozach fortepianu. Po Amadeuszu, Blasku i Pianiście pojawił się Wielki Liberace. Reżyser Steven Soderbergh, twórca oskarowego hitu Erin Brockovich, snuje tym razem opowieść o starczych perypetiach supernowej fortepianowego kiczu, otwierając przed widzem podwoje prywatnej rezydencji przerysowanego showmana z Las Vegas.
Liberace to dziesiątki milionów sprzedanych płyt i rozpoznawalność na miarę Presley'a. Złote dziecko amerykańskiego szołbiznesu, uosabiające wszystko to, czym dawała się uwodzić powojenna Ameryka. Szarmancki wirtuoz w smokingu. Archetypiczny maż, zięć i kochanek. Gwiazdor telewizyjny monolitu białych, chrześcijańskich konsumentów, rozkochanych w tytoniu i whiskey z lodem. Zakładnik konserwatyzmu uwikłanego w tradycyjne wartości - Boga i rodzinę, skrzętnie ukrywający swój ekstrawagancki homoseksualizm.
Twórca filmu postanawia zagrać na nosie fanom legendy wielkiego Liberace. Oto oznajmia wiernym, że świeżo upieczony święty kościoła, to złodziej i wszetecznik, i w dodatku są na to dowody. Kojarzony z ultraheteroseksualnych ról Michael Douglas, przekornie wciela się w rolę pianisty. Na planie partneruje mu Matt Damon, który o portretowanie kryptopederasty otarł się już w Utalentowanym panu Ripley. Pikantny obraz życia gejowskiej pary, wykreowany przez ten oskarowy tandem, wciąga jak słuchanie plotek, bo i aktorstwo, z perspektywy heterowidza, jest niewiarygodnie wiarygodne.
Steven Soderbergh w jednym z wywiadów zapowiedział, drżąc z rozgoryczenia, że Wielki Liberace to ostatni film w jego reżyserii. Produkcję wykluczono z dystrybucji w amerykańskich kinach, więc i popis Douglasa stracił szansę na oskarową nominację. Dla tak cudacznej kody, zwieńczającej wielką karierę reżyserską, lubię stracić czas!
Twórca filmu postanawia zagrać na nosie fanom legendy wielkiego Liberace. Oto oznajmia wiernym, że świeżo upieczony święty kościoła, to złodziej i wszetecznik, i w dodatku są na to dowody. Kojarzony z ultraheteroseksualnych ról Michael Douglas, przekornie wciela się w rolę pianisty. Na planie partneruje mu Matt Damon, który o portretowanie kryptopederasty otarł się już w Utalentowanym panu Ripley. Pikantny obraz życia gejowskiej pary, wykreowany przez ten oskarowy tandem, wciąga jak słuchanie plotek, bo i aktorstwo, z perspektywy heterowidza, jest niewiarygodnie wiarygodne.
Steven Soderbergh w jednym z wywiadów zapowiedział, drżąc z rozgoryczenia, że Wielki Liberace to ostatni film w jego reżyserii. Produkcję wykluczono z dystrybucji w amerykańskich kinach, więc i popis Douglasa stracił szansę na oskarową nominację. Dla tak cudacznej kody, zwieńczającej wielką karierę reżyserską, lubię stracić czas!
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza