W
restauracji przy drodze dobrze dają. Tak jak z resztą i u tych
obok, chociaż ta tu wygląda na prawdziwą dajnię. Poznać to po
natężeniu pustki w przerwach pomiędzy erupcjami, bo wyraźnie
skacze i po zgiełku pojazdów - tylko on stale wypełnia przestrzeń
pod przepastnym zadaszeniem. Przesuwają się łagodnie po ekranie
niewidocznych wrót jedynego wyjścia. Za to koło wychodka jest
jak w domu. Może gdyby nie te blaszane drzwi - zaczynają się na
wysokości kolan a pachnie gorzkniejącą szczyną. Na tle
przytłumionej ulicy brzęczy gdzieś ta gitarka, kojąco
jakby jej kto pudło wydrążył w wyschniętym patyku.
Błękitnodzioby ptak szamocze się w klatce na pomarańczowych
lapkołydkach.
Wiercąc własną melodią definiuje pod lasek nad czyimś strumykiem...
Wiercąc własną melodią definiuje pod lasek nad czyimś strumykiem...
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza