Posty

Vietnam 2024: Moje wietnamskie zaręczyny

Obraz
Po pięciu latach związku z przerwami na pandemię i moje kilkumiesięczne powroty do Europy, Jot oznajmia mi w styczniu 2024, że powinniśmy przejść pewną procedurę. No właśnie jaką i dlaczego? Sam nie wiem, natomiast jej celem jest udobruchanie plemienia, które w naszym związku bez religii czy choćby więzi plemiennej upatruje się niewypowiedzianej słowem obelgi, braku poszanowania dla jedynego elementu kultury tych ludzi, którzy nie mogą poszczycić się ani bogactwem ani szacunkiem większości dominującej w Wietnamie. Tradycja jest wszystkim, co mają. To ona spaja ich rodziny, rodziny w grupy wsparcia budujące w nich poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. To dlatego z taką pieczołowitością strzegą jej odprawiając przy byle jakiej okazji te wszystkie rytuały, mało spektakularne, pozbawione wyrafinowania czy punktualności. Ot, ludzie schodzą się do wyznaczonego domu, najpierw modły i pieśni religijne, potem jedzenie, tanie piwo na przemian ze swojskiej roboty słodkim ryżowym winem. To gwarn

Kambodża 2024: Dziób Papugi

Obraz
Podmiejska zabudowa zwolna ustępuje miejsca polom uprawnym. W zasięgu wzroku, niedaleko szosy nad brzegiem kanału szerokiego na metrów kilka zaimprowizowano garnizon. Grupa żołnierzy w zielonych mundurach chroni się przed słońcem pod siatką maskującą. A może dwadzieścia pięć lat po wojnie, której ich armia położyła kres wciąż spodziewają się nalotu? Monumentalnych jak na tę wiejską okolicę rozmiarów budynek przecina drogę, ogłaszając koniec swobodnej jazdy. Wewnątrz, w przestronnej sali trzy stanowiska pod wysokim zadaszeniem a w nich mundurowi gotowi do odprawy petentów, którzy jeszcze miesiąc temu wyczekiwali w długich kolejkach do kontroli paszportowej, by po godzinie powrócić do Wietnamu z nową wizą wjazdową. Mộc Bài. To przejście graniczne obsługuje główny trakt komunikacyjny na drodze pomiędzy Sajgonem a stolicą Kambodży – Phnom Penh. Jeszcze niedawno ruchliwe, dzisiaj sennie łapie zasłużony oddech po dwóch latach pocovidowych regulacji wizowych. Wietnamskiej wizy nie da się prze

Wietnam 2024: Szlakiem opustoszałych hoteli

Obraz
15.04.2024 Pierwsze kilkanaście kilometrów jazdy po kamieniach pokonujemy w tumanach pyłu wzbudzanych przez toczące się ciężarówki i sporadyczne samochody osobowe. Potem już tylko kilometry wiejskich ścieżek wijących się pośród soczyście zazielenionych wzgórz porośniętych krzewami kawy. Droga wije się w pionie i w poziomie. Ruch praktycznie zerowy. Niebo błękitne, upalne, nabrzmiałe oczekiwaniem na pierwsze czknięcia pory deszczowej.  Zamieszkiwana przez dwanaście osobnych klanów, o to kraina góralskiego plemienia Koho!   Tereny klanu Lach otaczają Lạc Dương - niewielkie miasteczko ulokowane u podnóża Langbiang - najwyższej góry Masywu Centralnego, usytuowanej na północ od Đà Lạt - stolicy prowincji Lâm Đồng. To stąd rozpoczynamy naszą podróż drogą na północny zachód przez Suối Vàng, która teraz wiedzie przez ziemie klanu Cil.  W Wietnamie współistnieją kultury należące do pięciu wielkich rodzin językowych. Różnice pomiędzy językami, którymi się posługują, w sferze gramatyki, a więc sz

Języki: Wietnamski: Nieustana tresura swoich użytkowników

Obraz
Język wietnamski jest schizofreniczny! Zmusza do postrzegania siebie z różnych perspektyw. Nie pozwala przyzwyczaić się do tego jednego jedynego JA, niezmiennego w relacjach ze zmieniającymi się rozmówcami, ich wiekiem, płcią i statusem społecznym. JA świata Zachodu jest utwardzone, zawsze takie samo i zawsze pełne siebie. Wietnamskie JA po prostu nie istnieje. Charakter języka Wietnamczyków nie dopuszcza do rozkwitu JA w tym niezmiennym zaimku, w słowie reprezentującym postrzeganie siebie z tej ostatecznej perspektywy. Język wietnamski nieustannie tresuje swoich użytkowników. Ta zmienność miejsca w szeregu, co jak nastroje pompowane estrogenem tańczą a podporządkować się nie chcą, jest wpisana w jego naturę. Coś, do czego trzeba się długo przyzwyczajać, gdy się tu wkracza z takiej Indoeuropy. Taki język zmusza do myślenia o sobie jak o kimś innym. Nie dość, ze JA to od teraz zawsze ON, to jeszcze nieustannie nie ten sam ON. Wczoraj byłem starszym bratem jakiejś młodszej dziewczyny obs

Azerbejdżan/Iran 2007: Następnym razem trzeba przegrać!

Obraz
Powoli robiło się zimno. Podniecenie pierwszych godzin podróży w blasku jesiennego słońca odeszło w niepamięć. Październikowy wieczór na stacji w Wuppertalu nie zapowiadał atrakcji. Ruch bynajmniej nie tężał, a do przebycia jeszcze szmat drogi. Już tylko samochody na miejscowych rejestracjach tankowały przed powrotem do domu. Stacja jakaś trefna - mała i choć przy autostradzie to w sumie zakamuflowana. Żadnej restauracji czy motelu. Dystrybutory, kible, przekąski i napoje. Chwilowy przystanek do tankowania z konieczności. Gdy wskazówki zegara zbiegły się na dwunastce a temperatura spadła do trójki beznadzieja już od jakiegoś czasu bezwstydnie obściskiwała mnie w swych zaborczych ramionach. Po kwadransach kompletnego bezruchu  dłużących się w nieskończoność  nadjechał niewielki pojazd. Rozklekotany ford fiesta na berlińskich rejestracjach. Jego kierowca, młody chłopak o ciemnej karnacji szybko zatankował i wypił kawę. -Nie ma problemu – odparł po angielsku zapytany czy zabierze mnie do