Wietnam 2019: 11.Jeszcze tylko ten jeden kęs zgnilizny...
![Obraz](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxEDqCYONAzjLXDETufWTz-wsuqtDrP3WHb8CLPH0n7u0kD6Rx3Gzu8uS78GnI6aUA4kHUa9KJ7FU3FJokZYH4qY_79QD7PIg9ObnAY1V9Zq12hMFc7f29z596VOHtn8BVbY37YcKf92cA0Q5dKPd0UEeCNm5gavFNdlDuWJ8JWNQii1LoGa7ednEbjI0/w640-h360/crop%20blog%20vietnam%202017%20%20363.jpg)
02.07 Phương nie chodzi już do szkoły. Teraz codziennie od piątej rano krząta się w obejściu. Pobudka, toaleta, wyjazd na targowisko, rozkładanie straganu. Razem z matką sprzedaje bánh cuốn nóng, to znaczy matka gotuje jedzenie, układa na talerzach i kasuje klientów po dolarze, a Phương przygotowuje stoły, podaje gotowe dania i bawi się telefonem. Ma czternaście lat. W sumie po co jej nauka, skoro i tak będzie pracować na targu? Nie tylko z tego powodu matka dwa lata temu zdecydowała się usunąć dziecko ze szkoły. -A gdzie mąż? - dopytuję bez obciachu w stylu targowej wymiany informacji. -Umarł. -Hmm... No to gratuluję! - dopalam z grubszej rury w ryzykownej próbie rozładowania nastroju po tym smutnym zwierzeniu, lecz niepewnie wyczekuję reakcji. Nie jest źle. Baby przysłuchujące się naszej niecodziennej rozmowie wybuchają śmiechem. Przed dziesiątą rano, w chwili zamknięcia straganu w worku matki Phương znajdzie się około piętnastu dolarów. Do hurtowni oddalonej o pół godziny